poniedziałek, 30 września 2024

Moje odczucia co do zdarzeń z ostatnich dni...

 Witam, otóż już psychicznie czuje się nieco lepiej, potrzebowałam czasu by sobie to wszystko w głowie poukładać, wiecie jednego dnia bawię się zajebiście na koncercie, a drugiego mam operacje i opatrunek z którego ciągle lała się szkarłatna krew... nawet wysikać się nie mogłam, a jedyna ulga to były kroplówki z Tramadolem które działały nie tylko przeciwbólowo ale i uspokajały zszargane szpitalem nerwy...

Nadal jestem na etapie akceptacji, dużo się dzieje, bo to nie tylko chodzi o kostkę, tu chodzi o całokształt. Syf z rodziną, kłotnie, dramaty i zależność od innych, ah szkoda gadać! Ale mniej więcej opisze wam co mi jest, mam złamanie kostki bocznej i złamanie kości przyśrodkowej, BEZ przemieszczenia i BEZ zerwanych więzadeł... wytrzymały :) Za tydzień lecę do kliniki na zdjęcie szwów i założenie (zapewne) ortezy, potem około 4 tygodnie z unieruchomieniem i znów do szpitala na ściąganie drutów operacja i inne bzdety - potem, będę mogła powoli już chodzić. Tylko wytrzymać październik i po nim już powinno być lepiej. Szkoda, bo październik to mój ulubiony miesiąc a cały spędzę najprawdopodobniej w czterech ścianach... Urodziny też przeleże w najgorszym wypadku, halloween też... przykro mi strasznie, ale nic na to nie poradzę... 

Jestem zła, jestem zła na to ,że chciałam zdać prawo jazdy i byłam już tak blisko! Chciałam spełniać swoje małe motoryzacyjne marzenia, zorganizować imprezę urodzinową i halloween, a tu taka niespodzianka. Ciężko się z tym pogodzić, ale wiem ,że to nie na całe życie. Już za rok będzie zupełnie inaczej... będę miała prawko, swoje autko którym będę się bawić i będę już chodzić do szkoły policealnej na kierunku który sobie wybrałam! Wakacje za rok też chcę ciekawiej spędzić - wyjechać, daleko wyjechać i zwiedzać świat, w tym roku się nie udało bo chciałam mieć za wszelką cenę prawo jazdy i wszystko na to wydawałam i oszczędzałam na auto. Żałuje. Szczerze żałuje ,że nie pojechałam nigdzie dalej. Nie wiem, może ta cała "przygoda" nauczy mnie by się nie bać, by korzystać bo tak jak pisałam - jednego dnia na koncercie, a drugiego na sorze na operacji :-) i wszystkie plany w pizdu!!!!!

Czy są plusy? Kurwa, a są! Odważę się stwierdzić ,że i są plusy tej chujowej i względnie patowej sytuacji. Wiecie kiedy okazuje się ,że ma się prawdziwych przyjaciół? Właśnie kiedy człowiek wyląduje w szpitalu. Ja wiem to brutalne, ale dopiero w takich chwilach okazuje się kto jest, a kogo nie ma. Nie obrażam się tu na każdego mojego pojedynczego znajomego który się do mnie nie odezwał - spokojnie, ale zwracam uwagę na to kto do mnie pisze, dzwoni i przychodzi i kto z tych ludzi uważał mnie za przyjaciółkę. Czy się zawiodłam? Może? Ale o tym zaraz. Mój chłopak jest cudowny, jest codziennie, moi przyjaciele tak samo, piszą, odzywają się. Tak naprawdę to dopiero początek, zobaczymy jak będzie przez ten miesiąc i po tym jak już będę mogła w miarę chodzić, kto będzie się ze mną zadawał itd. Szczerze wierzę ,że mnie moi przyjaciele nie opuszczą i nie zapomną o mnie pewnego dnia, kurwa jaki to jest pojebany "test". Co śmieszne, ostatnio dostałam informacje ,że wychowawczyni w szkole na lekcji powiedziała ,że "No Gosia leży w szpitalu sratatata" i by się ludzie odezwali do mnie z klasy, spytali co u mnie itp.. Wiecie co? KURWA NIKT SIĘ NIE ODEZWAŁ... nie licząc mojego najlepszego ziomka, no ale on to na bieżąco jest... Może i nie mam z moją klasą jakiś zawiłych relacji i głownie trzymam się z moim przyjacielem, ALEEE no jest pare osób z którymi mam dobry kontakt, wiece no, wspólne imprezki, wypady do pubów itd. a tu nagle cisza... To naprawdę zadziwiające! 

"Po co ludzie są przy nas
Wyżej jesteś to więcej trzymasz
Masz przewagę to pociąga ich siła
A odpycha ich upadek, musisz patrzeć im w oczy
Bo inaczej spadniesz, nie będziesz mógł spać w nocy"

Jak do tego doszło? NIE WIEM!

Pewnie teraz pytacie, jak ja to kurwa zrobiłam?! Wiecie co... ja sama nie wiem. Biegłam na koncert nagłego ataku spawacza i nagle BAH poślizgnęłam się i z impetem wygięłam kostkę w nienaturalny sposób. Przed oczami miałam przez chwilę mroczki, i wszystko wydawało się w chuj nierealne, no myślałam ,że zemdleje! Narazie tyle wam opowiem, bo w sumie sama nie chce wracać do tych wydarzeń... 

Uważajcie na siebie, bo nawet na trzeźwo nagle możecie zajebać z impetem o podłogę i znaleźć się na sorze. 


wtorek, 24 września 2024

ciężko

 Hej, nie będę nikogo okłamywać jest CHUJOWO. Wyszłam wczoraj z szpitala - złamana kostka w 2 miejscach, gips na 2 tygodnie a potem albo znów gips albo orteza na półtorej miesiąca i rehabilitacja. W szpitalu było całkiem... powiedzmy ok, może potem napisze w szczegółach dla potomnych jak wyglądał mój pobyt w szpitalu. Teraz, nie chce do tego wracać, większość osób była dla mnie bardzo miła, ale ci starsi byli straszni. Mam chyba jakąś swego rodzaju traumę, krzyczeli by nie płakać, podali leki uspakajające, mówili o złym stanie psychicznym. Codziennie płaczę, zamknięta w czterech ścianach rozmyślam jak dalej potoczy się moje życie. Ja wiem, to nie koniec świata, ale nigdy nie przypuszczałam ,że spotka to mnie, to było takie szybkie. Jednego dnia źle stanęłam i bolała mnie cholernie kostka, a drugiego leżałam na stole operacyjnym. Przeżywam to wszystko jeszcze, płaczę, dużo płaczę. Od czasu kiedy źle stanęłam nie było dnia bez łez. Wiem, dam rade ale czuje się jak pierdolony trup, jakbym gniła z dnia na dzień. 

Przecież szpital nie był taki zły. Nie był, ale ta niepewność była straszna. Co dalej ze mną będzie? Co mi zrobią? Czy będzie boleć? Nie wiem, jestem zbyt nadaktywna emocjonalnie i w sumie to na wszystko reaguje płaczem, nie panuje nad tym! Nie umiem inaczej. Sam szpital mi się chujowo kojarzy, eh ale to inna historia. 

Błagam niech ten koszmar się już skończy! Oby szybko to minęło. Pozdrawiam czytelników i uważajcie na siebie!