Ostatnio pisałam o gipsie, prawda? Tak się pozmieniało ,że zamiast gipsu moja babcia wykombinowała prywatną wizytę (po znajomości) i wylądowałam w ortezie. Naprawdę myślałam ,że będzie łatwo - nie jest. Nie chce mówić ,że jest gorzej, bo też nie jest, ale jest ciężko. Od razu po założeniu ortezy zrobiliśmy z chłopakiem podróż do sklepu, ah jak ja się zmęczyłam! Kostka i mięśnie NAPIERDALAŁY! w połowie trasy już zaczął się teatrzyk, ale od początku. Z schodami już problemu nie mam, naprawdę to nie takie straszne! Raz dwa zejście po schodach. Zaczęła się walka na powietrzu, nie spacer a podróż! Szłam, ledwo krocząc po chodniku owianym jesiennymi liśćmi, kula za kulą, i ta cholerna orteza. Tak los chciał ,że po drodze spotkałam dwie znajome mordki, jedną z owych mordek był znajomy z klasy. Nawet nie wyobrażam sobie jaki musiał być jego szok, gdy zobaczył mnie po raz pierwszy od czterech tygodni nieobecności w szkole, a do tego na jakiś kulach stękając z bólu i zmęczenia! Zaszliśmy do żabki - po wkłądy do glo bo myślałam ,że bez tej cholernej nikotyny wikituje... w sklepie pełno ludu ,a dokładniej dzieciaków. Czułam się nieco jak okaz w zoo bo się lampili, choć może się im nie dziwie. Na moje nieszczęście spytała mnie o dowód, normalnie bym nie miała problemu bo co to tylko wyjąć jakiś dokument? Ale sytuacja ma się teraz z goła inaczej, kuśtykając na jednej nodze ledwo co wyciągnęłam ten kartonik. No, ale raz dwa wyszliśmy zapalić rzecz jasna.
Po tej długiej walce i niedoli w dojściu do żabki, znaleźliśmy się w biedronce. Jakieś dziecko po drodze zapytało swoją mamę "Dlaczego ta pani ma chorą nogę?" Uśmiechnęłam się aż pod nosem :) Ale najlepsze jest to ,że ja sama nie mam pojęcia dlaczego tę chorą nogę mam... Powrót był o wiele gorszy, chłop się poddał i wziął mnie na ręce, ludzie się gapili ale chuj z nimi! Byłam przeszczęśliwa nagle cały ból odszedł ale mój entuzjazm nie trwał wiecznie, a całe trzy minuty. Zaczęło coś boleć, wręcz kłuć a nawet i NAPIERDALAĆ! Szybka zmiana pozycji i ot znów na kule, ledwo co dokuśtykałam się do mieszkania, a i by nie było, na schodach wniósł mnie chłopak - bo jakby inaczej!
W domku ułożyłam się wygodnie w łóżku - zjadłam sushi obejrzałam coś i głupia myślałam ,że to już koniec mej męki, a tu chuj! Noga nagle zaczęła NAPIERDALAC!!!! JAK NIGDY! Calutkie mięśnie zaczęły mnie tak boleć ,że jestem w stanie powiedzieć ,że był to najgorszy ból w moim całym życiu, ból po operacji to było nic przy tym! Ryczałam, jęczałam i gryzłam kołdrę z bólu, upragnione ukojenie przyniosły dwie rzeczy - nikotyna rzecz jasna i zimny okład... oh Jezu jakie to było cudowne uczucie. Nawet leki które mi przepisali - opioidy, nie były tak kojące jak te dwie rzeczy. Pierwszą noc spałam jeszcze z ortezą, rozpiętą ale ortezą. Drugiej nocy odważyłam się już zdjąć to cholerstwo, z dnia na dzień ból ustawał.
I to właśnie dziś, ja, po raz pierwszy od prawie pięciu tygodni zdecydowałam się na spacerek do pobliskiej apteki po nutridrinki, miało to być pięć minut choć po ostatniej przygodzie doskonale wiedziałam ,że to nie będzie pięć minut... Ubrałam się, wstałam i szłam, powolutku, kula do kuli i do ortezy. Na początku było całkiem łatwo i gładko, lecz powrót - Oj masakra! Bardzo mnie bolały mięśnie, i te nogi i te rąk i nawet drugiej kostki... Ledwo co weszłam do mieszkania, orteza na bok i lód! Nie było tak źle z bólem jak wcześniej, szybko przeszło, ale właśnie wtedy wiedziałam już ,że do szkoły w poniedziałek nie dam rady pójść.
W poniedziałek mam urodziny, eh chyba będą najgorsze w życiu bo w ortezie, z lodem i w łóżku. Szczęście mi daje tylko parę rzeczy w tym momencie, nikotyna, moje koty i drugi człowiek. Chyba pora nieco przewartościować swoje życie i zmienić punkt widzenia na wiele spraw. Nie wiem jeszcze jak tego dokonać bo jestem w chuj emocjonalna i nie okiełznam tego z tym jebanym adhd, ale coś się wymyśli! Został z tydzień i PRAWDOPODOBNIE już będę mogła chodzić bez ortezy tylko o samych kulach, mam taką nadzieje... nie wiem na razie nic, jak z szkołą jak z urodzinami i trochę jestem zagubiona, ale to minie, przecież to nie kalectwo do końca życia, a to już prawie końcówka tego całego gówna ;)