sobota, 10 sierpnia 2024

Tory

 Dziś plany są takie, że idziemy posiedzieć u mojej koleżanki. Dziś już wypali na pewno! Strasznie późno dziś wstałam, bo stwierdziłam ,że po jaką cholerę mam wstawać wcześniej, skoro i tak nudzę się tymi porankami i południami w wakacje, szczególnie ,gdy jest za gorąco. Słońce grzeje beton, każdy jest spocony i nawet nie wiadomo jak się ubrać... Wieczorem jest chłodniej, przyjemniej i w ogóle jakoś inaczej, a i przede wszystkim jest co robić. Praktycznie moje wakacje rok temu to było wstawanie max 12, nudy ,a potem wieczorem wypady hen daleko, a to do pubu, a to do przyjaciela na ogniska... Tęsknię za nim strasznie, w tym roku nie przyjechał do Polski, bo nie miał jak. Tamte wakacje w większości spędziłam z nim i na opłakiwaniu mojego JUŻ na SZCZĘŚCIE byłego (tak, to był niezły zjeb). 



Wczoraj wieczorem byliśmy na torach! No przysięgam najlepsze miejsce na ziemii. Wieczór, nieco chłodniej, zachód słońca i piwo. Miejsce oddalone od jakiejkolwiek ludności, tylko my i pociągi co jakiś czas. Było tego wczoraj pełno, chyba z pięć pociągów przejeżdżało. Blisko, wręcz to było przerażające, szczególnie kiedy zaczęliśmy żartować o wykolejeniu... Kocham te wakacyjne wieczory, kocham moich przyjaciół, znajomych, to są chwile w których jestem na prawdę szczęśliwa. Nie myślę wtedy tyle o zmartwieniach, to są chwile w których czuje ,że dobrze korzystam z życia i robie sobie wspomnienia na lata. Siedzieliśmy tam dobre pare godzin, może potem nieco się wkurwiłam (?). Czasem mnie odcina dziwnie, to te chyba całe "przebodźcowanie" czy chuj wie jak to oni nazywają w psychologii. Miałam takie coś od kiedy pamiętam, takie uczucie zmęczenia, niechęci, to nie jest smutek, to jakiś dziwny duch w mojej głowie który ciągnie mnie ku dołu. Nieważne, ale po prostu wkurwia mnie to czasami. 


Poszliśmy potem na miasto, ten "spokój pośród ulic i bloków" jest niesamowity. W centrum - światła, pijani ludzie, samochody i losowa muza grająca z jakiś pobliskich klubów czy pubów. Człowiek zapomina o tym całym chłamie wokół który dzieje się na codzień. Rano świat wraca do normy, ludzie idą do pracy, a ja znów szukam sobie zajęcia, by zająć czymś łeb. Durny łeb, bo ciągle myśle, nawet jak kładę się spać. Dziękuje Bogu albo chuj wie komu, za stworzenie tabletek z melatoniną. Mam jej niedosyt, bo czasem nawet i 3 mg nie robią na mnie wrażenia i i tak nie zasnę... Ale to już chyba powinnam przywyknąć. Ilekroć kładę się spać to się zaczyna imba, wyobraźcie sobie - ciągle coś napierdala w tej głowie, losowe rozmowy, muzyka, tysiąc myśli na sekundę i tak CIĄGLE, ZERO SPOKOJU. Potem ludzie pytają czym ja niby jestem zmęczona, hm ciekawe, sama do tego nie doszłam jeszcze... 









piątek, 9 sierpnia 2024

Wakacje wakacje i ruszam dupe z domu

 Od paru dni kręcę się pomiędzy diagnostyką, a przychodnią, a innym jeszcze lekarzem... Plus tego taki ,że przychodnie i diagnostykę mam dosłownie pod domem, przejść ulicą i już jestem. Od 7:00 otwarte, byłam wczoraj oddać siuśki, godzina z 7:20 i KOLEJKA! Niezbyt duża, moja siostra i przyjaciele jak tam szli to była taka kolejka ,że pod same wejście się ciągnęła. Wchodzę do diagnostyki, ledwo żywa, bo spałam wczoraj ze 4 godziny, na słuchawkach tylko jakiś mętny hip-hop, lecę, bez makijażu, w losowych ciuchach i w piżamie pod bluzą (cud ,że spodni nie zapomniałam). Na szczęście szłam tylko szczyny oddać, znów, bo poprzednie badanie wykazało ,że mam zakażenie pęcherza (?), więc musiałaam je powtórzyć, tym razem zrobiłam jak mi kazano. To naprawdę dziwne uczucie, sikać do jakiegoś plastikowego pojemniczka ,a potem obcy ludzie ci badają ten mocz... No, ale wracając, idę do diagnostyki i widzę - KOLEJKA... Więc typowo - nienawidzę kolejek i czekania, doprowadza mnie to do ataku! Stałam tam może z max 10 minut, ale i tak to mi za długo. Bez makijażu wyglądam jakbym miała 12 lat i nie żartuje. Miałam taką sytuacje, szłam do żabki po wkłady do glo - pilnie. Też wtedy byłam bez makijażu, losowe ciuchy itd. Wchodzę do żabki i mówię -"wkłady do glo". Ekspedientka popatrzyła na mnie jak na poparzoną i spytała ponownie tylko, czego ja tam chcę, no to powtarzam "wkłady do glo, takie i takie". Kobieta - szok i niedowierzanie, mina bezcenna. Pyta o dowód, wyciągam go ospale, a laska wpatrzona w niego z gałami na wierzchu, aż dwa razy się upewniała... także no, na pewno nie wyglądam na swój wiek i w makijażu i bez... (ale to już swoją drogą). Wracając do diagnostyki, stoje w tej kolejce, ludzie się patrzą na mnie (bo co by taka "dwunastolatka" miałaby tu robić do cholery?!). Każdy starszy, od kobiet w średnim wieku do staruszek które chyba chodzą tam dla sportu, lub hobbistycznie. Wszyscy stali z swoimi defekacjami zamkniętymi w plastikowych kubeczkach - naprawdę, dziwne uczucie, szczególnie w półśnie o 7 rano. Oddałam co miałam oddać i poleciałam do domu, a potem do lekarza, eh takie to już mam wakacje, prawo jazdy i lekarze. 


Dziś, trochę inaczej, bo planuje wyjść do koleżanki jeszcze z paroma znajomymi. Rzecz jasna nikt nie wie czy wypali, bo nie wiadomo czy będzie chata wolna, także modlę się o to by była. Zawsze jak już coś chcą ludzie planować to pytają czy do mnie można. Do mnie zawsze można - ale nie zawsze mi się chcę. Tak szczerze znudziły mi się te moje imprezo-posiadówy w moim mieszkaniu, bo to jedno i te same otoczenie... a każdy przecież wie, że ja zawsze chętna na imprezy jestem. Niby ja też coś miałam robić u siebie, ale nie chciało mi się i nie miałam nawet czasu - ciągle ten sam tryb, prawo jazdy i badania - NUDY. Też po prostu nie chcę mi się po nich sprzątać, wszędzie tylko potem leżą jakieś butelki puste, śmieci, i rzadko (bardzo rzadko) ktoś postanowi się zrzygać, bo nie zna umiaru, a takich to ja potem już nie zapraszam.
Jeżeli chodzi o badania, to spokojnie nic mi nie jest, to nic poważnego, tylko mój testosteron stwierdził, że wyjebie mi w górę! Tu całe sedno problemu, szkoda ,że ginekolog bierze za wizytę z 300 zł, a na NFZ jakbym miała czekać to albo przemieniłabym się w mężczyznę, albo byłabym już dawno bezpłodna, czekając na wizytę... Nieważne. Wakacje za rok planuje inaczej, nie będą one ostatnie (MAM SZCZERĄ NADZIEJE) bo po technikum wybieram się do szkoły policealnej na produkcję filmową, więc dodatkowe lata nauki. Niby chujowo, bo to takie technikum level 2 ale bez tych durnych przedmiotów o drukarkach, bez matematyki, fizyki i innych gównianych lekcji na których umieram z nudów. Mimo to, będę pewnie wspominać jeszcze technikum i może i nawet tęsknić, te uczucie, wychodzi się na palarnie przed szkołę na długiej przerwie, zapach jedynie jakiś liquidów owocowych wymieszany z zapachem szlugów czy glo mentolowych. Uczniowie z swoimi pierwszymi "furami" stojący obok nich, lub siedzący w środku z muzyką tak głośną, że w pobliskiej podstawówce to słychać... To taki zabawny wiek! Będę tęsknić pewnie za tymi głupawkami na lekcjach z moim najlepszym ziomkiem, dramach na wychowawczej i polewy z niektórych nauczycieli. Niektórzy to tam jakby za karę pracują, ale chyba się im nie dziwie... 


Mini update, z ostatniej chwili - nie wypaliło, jadą jutro rano, chata dziś jednak nie "wolna". Mam nadzieje ,że przejdziemy się na tory, blisko tam gdzie mieszkamy. Tam jest cudownie! Same krzewy i drzewa i pare fajnych miejscówek, wokół cisza i co jakiś czas czuć intensywny zapach gandzi (więc jest to częste miejsce spotkań, z dala od świata haha). Byliśmy tam ostatnio, lecz nie zawitaliśmy tam długo bo towarzystwo "zmęczone" więc byliśmy tam do może 23... ale i tak było zajebiście. Wiecie, ciepło, zachód słońca i nikt się nie dopierdala. Popijaliśmy piwo i gadaliśmy o wszystkim i niczym, najlepsze jest to, że co jakiś czas przejeżdzają pociągi obok, bardzo blisko nas. Ogromny pociag towarowy, hałas na pół województwa, ale widok - bezcenny. Będę to pewnie kiedyś wspominać jak będę już starą "dorosłą" babą. 

Więc właśnie tak o to mijają mi dni. Jest stres, zmartwienia i najzwyklejsze problemy dnia codziennego. Zdam prawko w końcu i może będzie spokój, bo już się cholernie niecierpliwie. Do końca wakacji liczę na pozytywny wynik egzaminu w wordzie. Pozdrawiam Was i życzę miłego dnia! 





czwartek, 8 sierpnia 2024

Kim ja w ogóle jestem?

 Piszę tego bloga od prawie 7 lat, od kiedy miałam 12 lat, ale nigdy się nie przedstawiłam, nigdy nie pisałam kim ja w ogóle jestem, więc kim ja jestem i po co tu pisze? 

Pytanie może i nawet filozoficzne, ale nie jestem tu chyba od tego, bo filozofia niezbyt mi wychodzi. Znajomi powiedzieli by ,że jestem gadatliwa, szalona i towarzyska. Przyjaciele, oprócz tego, określiliby mnie także jako empatyczna, wrażliwa i czasem nawet infantylna osoba. Rodzina pewnie jako nieodpowiedzialna, zagmatwana dziewczyna. 

A ja? Te wszystkie cechy jednak jakoś mnie opisują. Ja jestem, w moich oczach wyjątkowa, bo każdy z nas powinien siebie samego traktować jako kogoś wyjątkowego. Jestem indywidualna, i lubię nowe rzeczy. Kocham pisać, teksty, rozprawki i nawet zwykłe wpisy na bloga, mimo ,że nie znam się na tym i robię to czysto hobbistycznie i dlatego ,że sprawia mi to przyjemność. Kocham kino, kocham sztukę, kocham także i motoryzacje :) Mam dużo zainteresowań, ale często mi się nudzą i porzucam jedno za drugim tydzień po tygodniu. Są i takie które nadal we mnie są, najbardziej kino. Bo kino jest piękne, szczególne, jest wyjątkową formą sztuki, łączy obraz, muzykę, dialogi, właściwie filmem można wszystko przekazać. 

Więc, podsumowując, jestem najzwyklejszą dziewczyną. Żyje życiem jak wszyscy, mam swoje problemy, zmartwienia, ale lubię wychodzić poza schematy i ubarwiać sobie tą szarą rzeczywistość. Chciałabym kiedyś zmieniać świat, tworzyć kino. Taka właśnie jestem. 




czwartek, 1 sierpnia 2024

Pełnia lata, wszechobecny gorąc

 Znów mi nie wszyło. Chyba za często to powtarzam... Nie chce uchodzić za osobę ponurą, lub depresyjną. Nie jestem zdecydowaniem melancholikiem, nie mam depresji, nie jest tak źle w momencie życia w którym jestem. Jest tylko ADHD, natłok myśli i niespełnione ambicje. Wiem, że wiele rzeczy nie przychodzi mi łatwo, rozumiem ,że mam ciężej, mam nieco inny mózg niż osoby neurotypowe, przecież ja inaczej odbieram świat!

Multum bodźców, odgłosy ulicy, samochody, ludzie i ich głośne rozmowy, głowa mi czasem pęka! Potrzebuje dopaminy! Szukam, błagam o nią, a potem mam dość, jestem przemęczona... ciągle. Spotkałam się z opiniami - "ADHD jest super, masz ciągle pełno energii", chciałabym... Mam dużo energii - prawda, ale nie ciągle, mam spadki energii, takie, że mam wrażenie ,że spadam na samo dno i jeszcze dalej. Nie mogę spać, zrelaksować się, spokojnie usiąść. Dobijają mnie te spadki nastroju. 

"Ja też mam ADHD! Nie mogę się skupić na sprawdzianie i macham ciągle nogą!" 

To mnie chyba najbardziej wkurwia! ADHD to całe SPEKTRUM objawów. Przecież pełno osób macha nogą, bawi się długopisem jak np. siedzi w ławce w szkole. Ja przecież też, ale oprócz tego, specjalnie wychodzę do toalety bo chce się zwyczajnie "przejść". Ja czuje nudę, frustracje - CIĄGLE, więc by choć nieco to rozładować majtam się we wszystkie strony lub łażę w kółko jak poparzona. 

Co do skupienia - Wiele osób także się CZASEM nie może skupić. Tylko my mamy to notorycznie. Ktoś coś do mnie mówi, opowiada ,a ja nie umiem się czasem skoncentrować jeżeli temat mnie nazbyt nie interesuje. Oglądam film - nie umiem się skupić, siedzę na lekcji - nie umiem się skupić, czytam książkę - nie umiem się skupić, i tak dalej, i tak dalej... 

Znów się na sobie zawiodłam, ciężko się z tym żyje...