czwartek, 18 września 2025

Kryzys wieku nastoletniego

 Szukanie pracy to koszmar. Nie chce nikogo zniechęcać, ale trzeba mieć do tego naprawdę grubą skórę. Ja się na to nie pisałam, serio, myślałam że to prostsze, zanosisz cv i ot masz robotę po miesiącu. Ja szukam od 3 miesięcy i co? I gówno… Dziś mnie wyjebali z dnia próbnego jako animator. Po półtorej godziny przynoszenia odkładania, sprzątania, gdzie nawet faktyczna robota się nie zaczęła. Pani podeszła do mnie i mówi ,że za mało energii mam i to nie moje miejsce. Może i miała racje, ale no niestety jak jest milion bodźców wokół, pełno nowych ludzi to zamiast energii człowiek się po prostu denerwuje. Szczególnie ,gdy każdy cię obserwuje z każdej strony i ocenia czy się nadajesz. To już kolejna taka sytuacja. Miałam dzień próbny w jednej firmie i co się stało rano? Wyciągnięta dłoń i słowa „dziękuję za współpracę”. 200 cv, pełno rozmów a pracy dalej nie ma. Każdy by się załamał, ciężko jest tak ciągnąć i nie zacząć w pewnym momencie wierzyć ,że to ty jesteś do niczego. To jest chyba ten kryzys wieku nastoletniego, choć jeszcze miesiąc i nastolatką nie będę. Matury nie mam, pracy nie mam i co dalej? Za rok zrobię maturę i idę na filmówkę. Ale by umieć do matury muszę mieć korki, a aby mieć korki trzeba mieć kasę, a aby mieć kasę co trzeba? Pracy kurwa, pracy… 

Wiem ,że brzmię jak zdesperowany dzieciak, ale tak jest czasem. Szukanie pracy to praca na pełen etat. Mnóstwo emocji i potknięć. Same rozmowy są dziwne, nieprzyjemne w większości. Wchodzisz do firmy ,a tam stara babka która ma tylko ten swój fałszywy uśmieszek i patrzy na twoje każde potkniecie i pyta ,a gdzie wcześniej pani pracowała? No kurwa nigdzie bo chodziłam do szkoły 8 godzin dziennie… Zielone ściany, tykający zegar i odgłos stukania w klawiaturę, to jest rekrutacja ,a brzmi jak wywiad do psychiatryka. Wraca człowiek do domu i sie zastanawia, gdzie moje miejsce? Ja wiem gdzie jest moje, ale by niego dojść musze się trochę namęczyć z pracodawcami i rekrutacją do gówno firm. Jak się cos ciekawego trafi to też słyszę - Odezwiemy się do Pani, nikt się nie odzywa nigdy. 

To tylko moje doświadczenia, nie każdy musi tak to przechodzić. Ja jestem dość wrażliwa niestety, i nie jestem posiadaczem tak zwanej grubej skóry. Jakoś przez to przebrnę.

wtorek, 15 lipca 2025

Hej szpital!

 W czwartek znów mnie tam kładą, na operacje, wyjmą mi te cholerne druty i już stracę ksywkę "robokop". Lekarz mówił ,że w ten sam dzień wypis, więc aż tak się nie martwię. Wiecie, nerwica też nieźle daje mi w kość (dosłownie), ta głupia kurwa wszystko psuje i jeszcze bardziej jestem przez nią zestresowana. Dziś też dzień miał być przyjemny, ale nieco się zepsuło... na drodze, z mojej winy miałam bardzo nieprzyjemną sytuacje i ciągle się nią zadręczam mimo ,że się nic nie stało. Więc nie dość ,że szpital to jeszcze to gówno... 


Mam nadzieje ,że naprawdę szybko się zregeneruje po tej operacji, bo wcześniej to był koszmar. Zamknięta na miesiąc w domu, naprawdę doskwierała mi samotność, najlepszym momentem dnia była godzina 15/16 kiedy każdy kończył swoje obowiązki i był przy mnie. Ale nadal, większość czasu byłam sama, to naprawdę straszne uczucie szczególnie dla ekstrawertyka. Dni mijały mi wolno, spałam do późna byleby to szybciej minęło. Codziennie było to samo, ból, płacz i te same zjebane cztery ściany. Przynajmniej były ze mną ciągle moje kotki! Teraz każdy mi mówi ,że tak nie będzie, i wierze w to. To lekki zabieg, dość rutynowy i łatwy, lecz sam dzień operacji napawa mnie niepokojem. Ile będę czekać na operacje? To mnie interesuje najbardziej. Biorę ze sobą na wszelki wypadek piżamę i szczoteczkę do zębów, ale serio mam nadzieje ,że to zbędne. Ważniejsze ,że wezmę ze sobą moje PSP i słuchawki, tylko muszę pobrać na nie jakąś wciągającą gierkę. Mam nadzieje ,że będzie mój ulubiony pielęgniarz, bo pamiętam uspokajał mnie wcześniej, wręcz się mną zaopiekował w te dni w szpitalu. Pielęgniarki też były kochane, tak samo jak dziewczyny na operacji (anestezjolog) które mnie uspokajały i zagadywały!  Wiadomo, odchyły były - stare dziady i ten zjeb z rejestracji, ale ich jest mniej. Mam nadzieje ,że mnie połażą z kimś rozmownym, na nastolatka nie liczę, bo jakoś rzadziej się łamiemy i zwykle są tam starsze osoby. Ja byłam najmłodsza na oddziale i zwykle mówiono mi "młoda" :). 


Jeżeli chodzi o maturę to chuj. Nie zdałam matmy! Nienawidzę tego przedmiotu z całego serca, bo wiem ,że się do tego nie nadaje. Ja jestem filmowcem, nie matematykiem... Niby tam podejdę do poprawki ale na cud nie liczę. Bardziej zastanawia mnie fenomen ludzi którzy uważają ,że jeżeli ktoś nie ma matury to jest gorszy, albo lepiej, egzamin "dojrzałości". Co za debil to tak nazwał? Czy definicją dojrzałości jest umiejętność rozwiązywania zadań z matmy? Znam typa co zdał to dobrze i ogarniał matmę, ale nawet nie umiał wsadzić ciuchów do pralki albo ugotować makaronu... Także jakoś nie przejmuje się tym, serio mam ważniejsze sprawy na głowie, na przykład operacje. Plany mam swoje od kilku lat niezmienne, a jeszcze mnie zobaczycie w Hollywood! :D Ale musicie trochę poczekać... 


Także dni sobie mijają, ja się trzymam mimo ,że jest momentami gorzej.